Podwaliny
Major Jiddu Murti oddała binokular sierżantowi i uśmiechnęła się gorzko.
– Generał Crowleysson miał rację – powiedziała. – Pycha poprzedza upadek. Na gruzach gnijącej potęgi powstanie Porządek… Wracamy.
Dwie postacie w doskonale maskujących mundurach sprawnie zjechały po lianach w wysoką trawę. Ruszyły szybkim tempem przez dżunglę niezauważone przez nikogo. Po kilkunastu minutach forsownego marszu dotarły do skalnego labiryntu. Za jednym z licznych załomów skalnych sierżant Tau Wunn wcisnął sekwencję na ręcznym data padzie. Jedna ze ścian w mrocznym zakamarku przesunęła się z chrzęstem otwierając przejście, by za chwilę zamknąć się za plecami żołnierzy.
Długi, ciasny i ciemny korytarz wydrążony w skale oświetlała słaba zielonkawa poświata pnących się wzdłuż ścian glonów.
– Wierzy pani major w wizje generała Crowleyssona? Niektórzy mówią, że to szaleniec.
– Kiedyś nie wierzyłam. Ale jego wizje i dziwne pomysły się sprawdzają. Wszystkie. Dzięki niemu uniknęliśmy zagłady na Gwieździe Śmierci. Dzięki niemu, w czasach świetności Imperium, kazaliśmy wybudować ukryte placówki przetrwania na wielu planetach Galaktyki. Dzięki niemu imperialny wywiad przetrwał jako organizacja i ma się gdzie ukryć. Zapamiętajcie sierżancie jedno: nastały mroczne czasy dla Imperium. Będziemy tropieni jak zwierzęta a gdy nas złapią nie spodziewajmy się litości. Ale przetrwamy.
– A na gruzach gnijącej potęgi powstanie Porządek… – zacytował sierżant, wierząc już, że generał Crowleysson to nowa nadzieja dla upadłego Imperium.
Gdy weszli do głównego modułu placówki kilka postaci w takich samych maskujących mundurach poderwało się na baczność.
– Spocznij – rzuciła niedbale major Jiddu Murti. – Wytypowałam kilka celów – powiedziała, widząc pytające spojrzenia agentów. Komandosi wywiadu. Z nimi nawet najbardziej szalona misja jest możliwa. – Musimy się uwinąć póki większość będzie pijana. Okazja jest niebywała. Cała masa ich dowódców polowych zgrupowana jest w jednym miejscu. Łącznie z naszym celem numer jeden.
– Leia Organa? – zapytał z niedowierzaniem kapral Van Morse. Nie mieściło mu się w głowie, że dyplomatka, jedna z najważniejszych postaci wśród arystokracji republikańskich renegatów, będzie się pałętać po dżungli w zapomnianym zakątku Galaktyki.
– Mhmm… – mruknęła z uśmiechem major, potwierdzając domysły kaprala. Jej oczy zalśniły w podnieceniu na myśl o likwidacji tylu rebel scum.
* * *
Kilka kilometrów dalej płonął stos.
Młody mężczyzna obserwował, jak jęzory ognia ogarniają czarny hełm.
Moc nasycała to miejsce z każdą chwilą.